niedziela, 8 października 2017

"Różaniec do granic" na Babiej Górze


 7. października 2017 wybrałam się w ramach ogólnopolskiej akcji "Różaniec do granic"
na granicę polsko-słowacją w Babiogórskim Parku Narodowym.
Pogoda nie zapowiadała się jednoznacznie, choć liczyłam na jakieś przebłyski w południe -
- o 12.oo na szczycie Babiej Góry miała odbyć się Eucharystia i Adoracja Najświętszego Sakramentu
wraz z modlitwą różańcową.
Na każdym etapie tej wędrówki nie wiedziałam, co będzie dalej.
Bo tym razem, nie szczyt góry wyznaczał moją drogę, a modlitwa wspólnotowa w łączeniu się
z pozostałymi osobami, które odpowiedziały na zaproszenie organizatorów tej akcji.
Jeszcze na szlaku prowadzącym do schroniska było obiecująco,
ale już wyżej zaczęła się pojawiać mgła.
Cóż, prognoza pogody obiecywała przejaśnienia,
więc po krótkim odpoczynku w schronisku 
powędrowałam dalej na szczyt, z nadzieją uczestnictwa tam w modlitwach.


Gdy wyszłam ze schroniska zaczął padać delikatnie deszcz ze śniegiem.
Podczas zwyczajnej wycieczki nie poszłabym już w górę, 
rozsądek i doświadczenie zniechęciłyby mnie do dalszej drogi skutecznie.
No bo cóż przyjemnego jest w wędrówce górskiej w deszczu, śniegu i mgle
oraz potencjalnym wejściu na szczyt, gdzie nic nie widać? Nic przyjemnego i daremny wysiłek.
Ale tym razem nie chodziło o żadną satysfakcję. 
Ofiarowałam ten trud i niedogodności Matce Bożej i wierzę, że ten wysiłek nie był daremny.


 Pierwsze kroki na granicy poczyniłam na Przełęczy Brona,
przywitała mnie gęsta mgła i śnieg. 
Traciłam już nadzieję na możliwość modlitwy na szczycie, 
więc skupiłam się na indywidualnej modlitwie różańcowej.
Udało mi się w drodze na szczyt odmówić łącznie dwie części Różańca,
w pewnym momencie musiałam schować różaniec do kieszeni kurtki,
bo było tak bardzo ślisko na szlaku, że musiałam wziąć w ręce kijki.




 Niska temperatura, bardzo porywisty wiatr, gęsta mgła na szczycie.
Chciałam tam wziąć w ręce różaniec, ale zaledwie kilka minut na Diablaku 
i miałam wrażenie, że odpadną mi zaraz ręce z zimna.
Do tego nie mogłam znaleźć mojego różańca.
Najprawdopodobniej bardzo porywisty wiatr wywiał mi go z kieszeni i zgubił gdzieś na szlaku..
Tak więc mój różaniec został na granicy. Przypadek? Nie ma przypadków.
Zaczęłam schodzić szybko do schroniska, bo warunki na szczycie były dla mnie nie do wytrzymania.


 Około godziny 14.oo zaczęło się przejaśniać i mgła ustępowała.
W drodze powrotnej zaczęłam odmawiać kolejne części Różańca.
Znowu będąc na Przełęczy Brona zaczęłam zza chmur dostrzegać piękne widoki
i pomyślałam o wszystkich innych osobach modlących się na granicy, 
nad którymi pewnie świeciło słońce. 



 A gdy dotarłam do schroniska, czekała na mnie niesamowita niespodzianka -
- grupa osób modlących się różańcem przed Najświętszym Sakramentem,
do których dołączyłam i dokończyłam modlitwę wszystkich części Różańca Świętego.
Około 15.oo zaświeciło i nad nami słońce.



Bardzo dziękuję wszystkim pomysłodawcom, inicjatorom akcji "Różaniec do granic".
 Ta modlitwa przyniesie na pewno dobre owoce duchowe dla Polski, świata i poszczególnych osób.
Całą drogę zastanawiałam się po co ja to robię.. Nachodziły mnie różne zwątpienia.
Mogłam przecież pójść do kościoła 5min od domu 
i tam się pomodlić różańcem.
Ale wierzę, że to miało sens i już zaczęło owocować.
O 5.oo rano musiałam zwyciężyć swój egoizm i lenistwo, by w ogóle wyruszyć w drogę.
Na szlaku musiałam raz po raz pokonywać swoje zniechęcenie,  
zawiedzenie się, czy nawet lęk i nieustannie podejmować decyzję, czy kontynuować tę modlitwę.
Było mi zimno, cała przemokłam, teraz bolą mnie wszystkie mięśnie.
I wierzę, że cały ten wysiłek, trud, modlitwa nie pozostanie bez Bożej Odpowiedzi.
Moja modlitwa w Chmurach, modlitwa na Górze Przemienienia.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz